Siedział w swoim gabinecie z nieodłączną Ognistą Whisky
Odegna (najlepszą na rynku) czytając, który to już raz, siódmy może ósmy? Już
sam nie wiedział. Dokument, a właściwie list, który czytał był krótki i
zwięzły:
Cześć tato!
W szkole fajnie. Miałeś rację. Maia też tu trafiła. Jedyne
co mnie zdziwiło, to czy zawsze wybierają zawodników do drużyny po znajomości?
Nie musisz odpowiadać, pytanie retoryczne. Tylko nie mam miotły, a jutro o
siedemnastej jest trening, dlatego proszę byś mi ją przysłał.
Pozdrawiam
Scorpius
Malfoy
P.S. Przed wyjazdem znów miałem ten sam koszmar.
Najbardziej
martwiło go właśnie Post Scriptum. To, że będzie w drużynie rozumiało się samo
prze się. Był najlepszym ścigającym jakiego znał. Uśmiechnął się pod nosem.
Maia. Co biedny Blaise pocznie gdy dowie się, że jego córcia, księżniczka,
diablica, czy jak tam ją jeszcze nazywał, znalazła się w domu wroga. A miała
być Księżną, jeśli nie Królową Slytherinu, oczywiście zaraz obok jego syna.
W tym
momencie zjawiła się przed nim skrzatka.
- Panie, ja przepraszam, ale pan Zabbini…
- Wpuść go Straszko. – Przerwał jej blondyn.
- Dobrze, panie Malfoy. Pan Zabbini. – zaanonsowała jeszcze
i zniknęła z trzaskiem.
Do gabinetu wszedł, nie to złe słowo, wtoczył się
czarnoskóry mężczyzna. Całkiem wysoki i przystojny, zazwyczaj prezentujący się
nienagannie i sprawiający, że kobietom miękły kolana na sam widok butelkowo
zielonych tęczówek, o bardzo nasyconej barwie.
W tym
momencie, jednak właściciel połowy fortuny Zabbinich wyglądał przerażająco. Koszula
porozpinana i zarzygana, śmierdziała potem, wymiotami, krwią i Burbonem. Ze
złamanego nosa i kącika ust jeszcze parę godzin temu musiała cieknąć krew, ale
w tej chwili zakrzepła, brązową plamą pokrywała twarz od nosa, przez łuk
kupidyna i kość policzkową, po brodę, szyję, kończąc na kołnierzyku, kiedyś
ciemnoniebieskiej koszuli zielonookiego. Jedno oko wyglądało przez cienką
szparkę w brzydko fioletowo – zielono – żółtej powiece. Drugie, mocno
przekrwione, zdradzało, że większość czasu mężczyzna spędził pijąc, sądząc po
odorze wydobywającym się z koszuli, Burbonem. Draco naprawdę zaciekawił fakt,
jak w dwie, może dwie i pół godziny, jego przyjaciel zdążył się doprowadzić do
takiego stanu. Bo powód był oczywisty.
- Diable. Śmierdzisz. Wyglądasz jak dziesięć nieszczęść. W
dodatku zniszczyłeś koszulę, którą dostałeś od Nancy na drugą rocznicę ślubu i
będzie zła. Naprawdę opłaca się spotykać ze złom Nan tylko dlatego, że twoja
córka nie trafiła tam gdzie chciałeś? Poza tym, kto cię tak załatwił? No i jest
dopiero piętnasta, a ty już nie możesz pić. No i Burbon? Przecież on smakuje
ohydnie.
- Ale Smoku – wymamrotał Blaise. Blondyna aż odrzuciło, ale
nie dał tego po sobie poznać. – nawet Ravenclaw bym zniósł, ale Gryfoland?!
- Och Diable, Diable ciesz się, że nie Huffelpuff. Chociaż
powinieneś być dumny, że już pierwszego dnia są w drużynie Quiddicha.
- Są w najgorszej drużynie, podkreślam najgorszej, skoro już
pierwszego dnia przyjęli pierwszaków i to jeszcze prawowitych ślizgonów. To
przez to, że ślizgoni są dziesięć, pffu, sto razy lepsi niż gryfoni.
- No dobrze. Ale kto cię tak urządził?
- Prawdopodobnie Jacyś fani Gryfolandu. Jak wybiłem już
drugą butelkę zacząłem się żalić na całą knajpę, jaki to ja biedny jestem, że
moją córkę i syna mojego najlepszego przyjaciela przyjęli do Gryffindoru. Jakiś
trzech osiłków wstało i chwycili mnie za kark i rzucili o ścianę. Resztę już
znasz.
- Tak znam, a przynajmniej sobie wyobrażam. A teraz idź do
tej swojej sypialni. Wiesz co gdzie jest. Jakbyś potrzebował pomocy to skrzaty
są do twojej dyspozycji.
Blaise znów wytoczył się z gabinetu stalowookiego i ruszył w
stronę schodów. Blondyn znów pogrążył się w myślach. Tym razem jednak
przypominał sobie jak rozpoczął się związek jego i Lavender.
Było to
letniego dnia. W jego firmie pojawiła się właśnie, któraś już z kolei
kandydatka na jego asystentkę. Blondynka była bardzo zadbana. Szczupła, wysoka,
długie nogi. Ucieleśnienie marzeń każdego mężczyzny. Draco ocenił, że musi mieć
tak z dwadzieścia, może dwadzieścia jeden lat. Jego rocznik. Ale i w Hogwarcie
i w Durmstrangu nie przypominał sobie takiej kobiety, a dziewczyna Francuzką
nie była co stwierdził, gdy wchodząc powiedziała dzień dobry. Akcent aż
krzyczał „PÓŁNOCNA SZKOCJA”. Zaciekawiony spojrzał w jej CV i aż oblał się
kawą.
„BROWN” Jego mózg prawie eksplodował. A gdzie ta cukierkowa,
pulchna dziewczyneczka ze szkoły?! Ta plastikowa i nie myśląca istota, która
przypadkiem trafiła do Gryffindoru, a nie do Huffelpuff?! Przeprowadził jednak
rozmowę, nie dając po sobie poznać, że i wygląd, i elokwencja, a także jej
wiedza i wykształcenie zrobiły na nim nie małe wrażenie. W dodatku nie zwracała
na niego uwagi. Zakazany owoc kusił. Szybko awansowała, z asystentki, asystentki,
szefa, szefa jej szefa, na asystentkę głównego szefa całej korporacji – Draco
Malfoy. Nie tylko przez to, ze miała jakieś szczególne koneksje u blondyna,
broń Boże. Ale również, a może przede wszystkim, przez jej kompetencje. I tak
spędzali, najpierw każdą chwilę w pracy, a po paru miesiącach już każdą wolną
chwilę razem. Najśmieszniejsze były zaręczyny…
Wszystkie jego rozmyślania przerwał nagły krzyk Zabbiniego:
- JEN, JA CIĘ ZABIJĘ!!!!!
Tak jak obiecywałam - skromny komentarz.
OdpowiedzUsuńZapowiada się nieźle, masz ciekawą koncepcję. Oby tak dalej.
Co do bohaterów - tu jest też dość pozytywnie. Scorpius wydaje się być naprawdę ciekawą osobowością. Najbardziej jednak polubiłam Rose, bo to taka mała Hermiona :D Cudna jest. Maia jest niestety trochę nijaka, ale to pewnie dlatego, że jeszcze niewiele o niej wiemy. Na pewno się dopracuje :3 Albus raczej trafiony w kanon. A James... może trochę zbyt malfoyowaty, ale to w końcu syn Rogacza :p
Na początku robiłaś trochę błędów ortograficznych, ale widzę, że się wyrabiasz, co mnie bardzo cieszy.
Co do samej fabuły mam tylko jedno zastrzeżenie - miłość 11-latków jest trochę naciągana według mnie :p Ale co kto lubi.
Trzymam kciuki i czekam na ciąg dalszy.
Pozdrawiam
Addie Del LaRobbia
Witaj :)
OdpowiedzUsuńBardzo mi się podoba koncepcja Twojego dzieła. Lekko się czyta. Ale nad stylem muszisz troszeczke popracować. Niektóre postacie potrzebują dopracowania.
Życzę Ci weny twórczej i zapału do pisania oraz żeby każdy twój rozdział był jeszcze lepszy od poprzedniego :)
Pozdrwaiam
~Hermiona Green :)
Wpadłam na Twojego bloga zupełnie przypadkowo i muszę przyznać, że jestem pozytywnie zaskoczona. Piszesz lekko, bardzo przyjemnie się to czyta, nawet nie spostrzegłam się kiedy wpis się skończył. Z pewnością jeszcze tu wrócę i życzę cierpliwości, wytrwałości i weny! :)
OdpowiedzUsuńOooo ale super blog trafilam na niego niedawno cudowny jest
OdpowiedzUsuńZaprasza do oceny mojego bloga
my-dual-personality.blogspot.com
Kiedy kolejny rozdzial?
OdpowiedzUsuńŚwietny :)
OdpowiedzUsuń